Łączna liczba wyświetleń

sobota, 8 czerwca 2013

Gert Emmens - Nie mogę żyć nie tworząc muzyki



English interview below,
Swobodne tłumaczenie:



I kolejna z  moich  podróży… Podróż do kraju tulipanów, wiatraków, serów… i muzyki elektronicznej -  Holandia….  Dokładnie Arnhem…  Stukamy do drzwi Gerta Emmensa.

 Jesteś jednym z nielicznych muzyków, których miałam przyjemność posłuchać na żywo… i to dwa razy. Raz w duecie z Ruudem Heij… raz z Jeffreyem Hasterem. Również wiele z Twoich płyt zostało nagrane we współpracy z innymi muzykami. Ty  sam również brałeś udział gościnnie w cudzych projektach. Czy to przypadek, czy po prostu lubisz tworzyć  muzykę z innymi artystami… dzielić się nią…?

Gert Emmens: Nie jestem tak bardzo otwarty na współpracę, jak to może wyglądać. Jeśli chodzi o strukturalne współdziałanie z kimś, muszę czuć silną więź z osobowością, człowieka z którym współpracuję.  W przeciwnym wypadku, to  nie zadziała… jak dla mnie. Zablokuje  moją inspirację. Ludzie, o których wspomniałem w odpowiedzi na Twoje następne pytanie, są mi bardzo bliscy, jest między nami bardzo silna duchowa więź. Cóż jest w tym ważne -zamiast odrzucania tego co ktoś inny zaproponuje. Oznacza to, że musisz być gotów zaakceptować i uszanować fakt, że ktoś tworzy muzykę w sposób, w jaki sam byś  tego nie zrobił. Tylko wtedy to może działać perfekcyjnie -  tak myślę.
 Rzecz się ma troszeczkę inaczej, jeśli chodzi krótkoterminową współpracę, jednorazowy występ z kimś, zagranie partii solowej  na cudzym albumie, spotkanie w celu  nagrania po prostu jakiegoś kawałka. W tym aspekcie, myślę, że mogę pracować z większością ludzi, chyba że się nie lubimy :).
Sprawa z Jeffreyem była inna. Przede wszystkim dlatego, że Jeffrey jest wciąż bardzo młodym chłopcem. Stąd wynikał  odmienny sposób  komunikacji między nami. Stawiało mnie to raczej w roli swego rodzaju mentora. Jeffery jest nadzwyczajnie utalentowanym muzykiem. Pomiędzy dwoma częściami koncertu  na E-day Festival, odbyliśmy małe jam-session - Jeffrey improwizując na syntezatorach, ja na perkusji. Zakończyliśmy wszystko czymś w rodzaju mikstury prog-rocka i fusion. Zadziwiające, ile on w tym wieku  już potrafi. Również bardzo odświeżające  dla takiego staruszka jak ja.
Jednak „partnerem muzycznym” mojego życia, jest bez wątpienia Ruud Heij. Obchodziliśmy właśnie dziesiątą rocznicę naszej współpracy. Nie ma chyba  potrzeby  wspominać tu, że jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi. Sposób  w jaki wyczuwamy wzajemnie swoją muzykę jest zdumiewający. Po jednej zagranej nutce przez któregoś z nas,  budzi się chemia miedzy nami… Nagrywaliśmy całodniowe sesje raz na dwa miesiące, często nie przygotowując się do nich wcześniej. Po prostu siadaliśmy i zaczynaliśmy grać (Ruud zaczynał przygotowywać sekwencję) a inspiracja niezwłocznie sama  przychodziła. Potem naciskaliśmy guzik RECORD i nagrywaliśmy kawałek - przeważnie 2 lub 3 razy  w wersji podstawowej. Jeśli chodzi o nasze ambientowe utwory, praktycznie  nic więcej nie  zostawało  już do zrobienia w późniejszym czasie - czasami jakieś drobiazgi i kawałeczki. Jeśli chodzi o utwory z sekwencerami, najczęściej kończyłem je we własnym studio. A naszą współpracę będziemy kontynuować  tak długo, dopóki nie będziemy na to za starzy…

 Wspomniałam wcześniej o Ruudzie Heiju i Jeffreyu Hasterze. Kto jeszcze stanął na Twojej muzycznej drodze? A kto jeszcze nie stanął, ale  z kim miałbyś ochotę zagrać wspólnie koncert, albo nawet nagrać płytę – jeśli to nie sekret oczywiście?

G.E.: Zbyt wiele było tego,  by to wszystko spamiętać ;). Grałem i na perkusji i na instrumentach klawiszowych w wielu formacjach przez wiele lat, co znaczy że w tym czasie współpracowałem z wieloma muzykami. Dobrze  byłoby wspomnieć tych z nich, którzy odegrali  (wciąż odgrywają) ważną rolę w moim muzycznym życiu:
Rene Schermer: Jest gitarzystą z którym grałem ponad 10 lat. Zetknęliśmy się ze sobą w naszej pierwszej  wspólnej formacji w 1978 roku i ciągle pozostajemy w kontakcie. Zawsze był wspaniałym przyjacielem. Teraz jest profesjonalnym nauczycielem gry na gitarze.
Peter Leijdsman: Peter i ja spotkaliśmy się w 1989 roku, grając w jednym zespole -  on na gitarze basowej, ja na syntezatorach. Potem, jeszcze tego samego roku postanowiliśmy zacieśnić naszą współpracę.  Ponad 10 lat graliśmy kombinacje różnych stylów: fusion, popu, rocka, ballady i innych. Peter stał  się dla mnie  naprawdę bliskim przyjacielem. Około 2000 roku znudził się graniem na gitarze basowej i wymienił ją na syntezatory i software. Co oznaczyło oczywiście także zmianę naszego stylu. Zaczęliśmy grać lounge, a z czasem zbliżyliśmy się do trance. Po 2003 roku zaprzestaliśmy wspólnego grania. Peter był bardzo zajęty swoją pracą, a ja swoją muzyką elektroniczną. Ostatnio znów jesteśmy w kontakcie i  przerobiliśmy kilka naszych starych numerów.  Kilka lat temu Peter wydał solowy album pod swoim artystycznym pseudonimem  Sonic Metro.
Candenced Haven: Spotkałem ją w 2009 roku, kiedy pracowała nad swoim debiutanckim albumem „Peregrination”. Zostaliśmy przyjaciółmi i rozpoczęliśmy  naszą współpracę. Znajdziesz jej pierwsze efekty na wspomnianym wyżej albumie. Candenced  po jakimś czasie słała się kimś znacznie ważniejszym niż przyjaciel… to znaczy, że współpraca którą kontynuowaliśmy po wydaniu „Peregrination” zawsze opatrzona była czymś więcej…. Nazwij to przyjemnym uniesieniem w inspiracji, ponieważ było to oparte o uczucie dwojga ludzi. Po ukończeniu naszego drugiego wspólnego albumu „Mystic Dawn” Cadenced zaczęła eksperymentować z różnymi, bardziej nowoczesnymi beat-orientalnymi stylami.  Dubstep, Trance, nie znam właściwych określeń na tę muzykę. Znalazła gatunek muzyczny jej odpowiadający i w podobnym stylu zostanie wydany jej najnowszy  solowy album.  Jednak taka zmiana stylu  oznacza, że nie będziemy już w chwili obecnej współpracować.
Shamima: Shamima jest profesjonalną tradycyjną śpiewaczką (grającą również na fisharmonii) z Bangladeszu. Spotkaliśmy się kilkukrotnie podczas moich wizyt w tym kraju. Postrzegam tę współpracę jako bardzo interesującą i odświeżającą, ponieważ jej styl nigdy był bliski temu co robiłem do tej pory. Pomagałem jej  czasem przy kompozycjach, miksowaniu czy  masteringu w  nagrywaniu  jej płyty - w co zaangażowana była także Cadenced Haven. Aktualnie także  pracujemy nad kilkoma utworami. Efektem będzie kombinacja jej tradycyjnego śpiewania i mojego zachodniego stylu komponowania.

W odpowiedzi na drugą część pytania: nie mam listy życzeń w tym zakresie. Zobaczymy co będzie.  Tak jak było w sprawie Jeffreya. Wciąż spotykam różnych muzyków, rozmawiamy o możliwości nagrania jakiś utworów czy nawet o wspólnej sesji nagraniowej. Z Ronem Bootsem rozmawiamy już tak  od kilku dobrych lat  o zrobieniu „czegoś” razem. Zawsze jednak brakuje czasu… Synth.NL i ja mamy plany nagrać także jakiś  kawałek, kiedyś… i z Remy’m  rozmawiałem także o sesji nagraniowej w jego studio. Jak dla mnie, nie ma pośpiechu w tej kwestii. Pojawiła się tak żezupełnie nowa możliwość takiej muzycznej współpracy, ale na tym etapie nie jestem upoważniony powiedzieć nic więcej.

 Wiem, że również na Twojej najnowszej płycie pojawią się  zaproszeni muzycy. Kto to będzie? Powiedz  proszę kilka słów o tym materiale. O czym jest ta płyta? Skąd się wziął w ogóle pomysł na jej temat?

G.E.: Matzumi użyczyła swojego głosu w dwóch utworach. Jej prawdziwe nazwisko to Katrin Manz.  Oprócz wokalu jest również dobrze znana ze swojej gry na klawiszach, poza tym tworzy naprawdę świetną muzykę. Na  ten album potrzebowałem kobiecego głosu, ponieważ płyta ta opowiada właśnie o kobiecie, a Matzumi znałem  już wcześniej, ponieważ  w 2010 roku współpracowaliśmy razem krótki czas.
Natxo Ajesno-Fernandez, to znajomy Hiszpan, który mieszka w Holandii. Nie jest on co prawda muzykiem, ale użyczył swojego głosu w narracji hiszpańskiego wiersza na tej płycie.
 Sam album  zatytułowany jest  „The Day After”.  To historia o kobiecie, która prowadzi perfekcyjne życie przy boku miłości swojego życia. Któregoś ranka jednak budzi się i spostrzega, że jest sama. Jej ukochany znika. Album to opowieść o tej chwili. Emocje przez które przechodzi ta kobieta, nadzieja która gaśnie, kiedy on nie wraca itd.  Myślę, że to jedna z gorszych rzeczy, które mogą  zdarzyć się w życiu człowieka. Zaczerpnąłem ten pomysł oglądając podobne sytuacje w kilku filmach. Mimo, że to bardzo dramatyczna historia nie znaczy to, że cała muzyka na tej płycie jest smutna. Tak, ma melancholijne momenty, ale  można  także na niej znaleźć i  rytmiczne utwory.

 Początki Twojej kariery sięgają  lat  90. i słuchając co w tym czasie stworzyłeś można znaleźć wiele muzycznych smaczków… odcieni… rodzajów? Nie lubię szufladkować muzyki… muzyków… Co  Ty sam myślisz na temat tego co tworzysz… Jak sam nazwałbyś swoją muzykę?

G.E.: Swoją drogę muzyczną rozpocząłem znacznie wcześniej. Już w 1976 roku wraz z przyjacielem stworzyliśmy duet grając coś w rodzaju muzyki elektronicznej. Zachowałem nawet taśmę z tego okresu. W tym czasie przeważnie używaliśmy elektronicznych organów i perkusji naszych ojców.
W sprawie Twojego pytania o to, co sam myślę, na temat tego co robię : tworzenie sztuki i nie ma tu znaczenia czy jest to muzyka, malarstwo czy cokolwiek innego  jest zawsze momentem w czasie. To sposób w jaki artysta wyraża siebie samego w tym specyficznym momencie, pod wpływem określonego nastroju,  z danymi umiejętnościami i doświadczeniem. Po ukończeniu dzieła, on lub ona rozpoczyna prace nad następnym, które nigdy nie będzie już takie samo jak  to poprzednie, ponieważ jego/jej nastój nigdy nie będzie już  taki sam, ani umiejętności, ani doświadczenie. Bardzo często jest tak, że artyści postrzegają swoje ostatnie dzieło, jako to najlepsze, dlatego właśnie, że jest najbliższe temu jak właśnie się czują, co potrafią stworzyć i  jakie doświadczenia pozwoliły im dojrzeć w międzyczasie. Co oznacza również, że nie czują się do końca  zadowoleni z dzieł które ukończyli wcześniej - odkąd  te nie odzwierciedlają  tego jak rozwinęli. W ten sposób działa to również u mnie. Nie jestem zadowolony z moich poprzednich płyt  „Light The Light” i „Elektra”. Mogłyby być  zrobione naprawdę lepiej. O  innych  albumach mogę myśleć – ok byłem w innym okresie swojego życia i  w innym nastroju, więc  są one  odbiciem tego jak wtedy się czułem, z wszystkimi moimi ograniczeniami i  z tym co potrafiłem zrobić na ten moment. Odpowiedź  na pytanie jak nazwałbym swoją własną muzykę: nie ukazuje mi się tu  żadna specyficzna nazwa. Może symfoniczna muzyka elektroniczna?  Coś w tym rodzaju.



Wydaje się, że jesteś muzykiem uniwersalnym. Człowiek orkiestra.  Grasz na syntezatorach, perkusji, gitarze, saksofonie… śpiewasz… Pominęłam coś?


 G.E.: Myślę, że gram na kilku różnych instrumentach zasadniczo z dwóch powodów.  Po pierwsze mój tata był muzykiem i zgadnij co? Sam grał na wielu instrumentach i śpiewał w chórze. Znaczyło to tyle, że w domu zawsze było sporo sprzętu grającego  i miało to  ewidentnie wpływ na moje zamiłowanie do muzyki. Znaczyło to również, że ojciec  zachęcał mnie do gry  i płacił za  każdy instrument który wybrałem ( począwszy od  trzyletniego dziecka, kiedy to pojawiło się prawdziwe zainteresowanie muzyką). Kiedy jako mały chłopiec otrzymałem od mojego starszego brata dwie pałeczki do gry na perkusji i zacząłem uderzać nimi we wszystko co się tylko nadawało,  ojciec widocznie zauważył w tym coś,  co mu się podobało, dlatego, że wkrótce w domu  pojawił się zestaw perkusji, na którym mogłem dalej ćwiczyć. Jest odpowiedzialny również za to, że otrzymałem również  klasyczne wykształcenie  z gry na organach i perkusji. Drugi powód to to,  że jest  to część mojej osobowości.  Potrzebuję wiele zmian w swoim życiu. Szybko się nudzę, jeśli robię coś zbyt długo. To  prawdziwy powód dlaczego gram na kilku instrumentach i tworzę kilka gatunków muzycznych - a nie pozostaję  tylko przy muzyce elektronicznej.

 Rozmawialiśmy o najnowszym projekcie „The Day After”… ale co dalej? Może są już jakieś kolejne plany? Pomysł na następną płytę?  Przez ostatnie lata byłeś bardzo pracowity  - może po prostu czas na odpoczynek?

G.E.: Życie toczy się dalej… tworząc dalej również i muzykę.  Ruud i ja jesteśmy ostatnio bardzo aktywni. Nagrywamy nasze utwory z sekwencerami i więcej i jeszcze więcej ambientowych. Na naszym nowym wspólnym albumie również zagram na gitarze. Wszystko jest właściwie już  nagrane a  materiału  jest tyle, że starczyłoby na kilka albumów. Pracuję również nad nowym progrockiem, ale w tym tempie będę potrzebował jeszcze kilka lat zanim ukończę tę płytę. Pomijając poprzednie projekty pracuję również nad nową muzyką elektroniczną. Wygląda na to, że będzie to raczej  bardziej tradycyjny (czytaj: retro) album, niż „The Day After”. No i jest jeszcze projekt z Shamimą. Odnosząc się do Twoich ostatnich słów: muzyka jest moim życiem. Nie mogę żyć nie tworząc muzyki. W ten sposób mogę wyrazić wszystkie moje uczucia i emocje.

 Czy przewidujesz jakieś kolejne koncerty w najbliższym czasie?  Może w Polsce? Masz tu rzeszę wiernych słuchaczy z Mariuszem Wójcikiem na czele?

G.E.: Muszę byś bardzo ostrożny z pozytywną odpowiedzią, ot tak na to pytanie, odkąd  zacząłem podupadać na zdrowiu. Zobaczymy co przyniesie  przyszłość.  Na ten moment,  nie mam na tyle siły aby daleko  podróżować i dawać koncerty z całym związanym z  tym stresem… instalowania aparatury… tak więc... Chciałbym w końcu dać kiedyś koncert w Polsce – jednak na razie nie mogę. Natomiast planuję przyjazd do Polski na weekend jesienią by spotkać kilkoro z Was, choćby dlatego, że jestem winny to Mariuszowi. Jest prawdziwym promotorem mojej muzyki i wiele mu zawdzięczam. Nie mam wątpliwości, że zamierza przeczytać ten wywiad, więc:  dziękuję Ci bardzo Mariusz!


  Czy jest coś  na muzycznym poletku czego chciałbyś jeszcze spróbować? Wydajesz się być dojrzałym i spełnionym muzykiem . Może masz jednak  jakieś niespełnione muzyczne marzenie?

G.E.: Nie zupełnie. Na scenie, dając koncert większą przyjemność znajduję w graniu  z innymi muzykami niż w graniu solo.  A jeśli mówimy o scenie muzyki elektronicznej, granie na perkusji w trakcie takiego wydarzenia daje mi naprawdę wielką frajdę. Więc chciałbym kiedyś zagrać na  wielkiej scenie, na perkusji w trakcie wielkiego multimedialnego show.  Poza sceną, w studio z ogromną przyjemnością nagrałbym muzykę filmową. Nawet były takie plany - zrobienia muzyki do dokumentu o Andach przez Pablo Magne z Argentyny, ale wygląda na to, że filmy dokumentalne trafiły czasowo do zamrażarki.


 Życzę Ci, żeby się spełniło  i to i  te inne marzenia … i nie tylko te muzyczne. Dziękuję za rozmowę. Wszystkiego dobrego.

G.E.: Bardzo proszę Aleksandra. I wielkie dzięki za życzenia :). Dziękuję za pytania, czuję się zaszczycony. To była przyjemność odpowiedzieć na nie.

 ------------------------------------------------------







And next of my journeys …  Trip to the land of tulips,  windmills,  cheeses…. and electronic music. Netherlands… precisely Arnhem. We are knocking at Gert Emmens’ door. 


 You are one of very few musicians, who I had the pleasure to listen to alive… and even twice. Once  in duet with Ruud Heij … secondly with Jeffery Haster. A lot of your albums were also recorded in collaboration with other musicians.  Sometimes You were a music guest in other projects too.  Is it a coincidence or do you just like creating music with other artists… share music with them?


I am not so open to collaborations as it might look … When it comes to structural collaborations, I have to feel a strong connection with the personality I am collaborating with. Otherwise, it won’t work for me. It will block my inspiration. The people I mention after your next question are all very close to me, there is a strong spiritual connection between us. What also counts in this, is that a collaboration must be a mixture of two ideas becoming one piece of music instead of not accepting what the other one comes up with. It means that you must be able to accept and respect that the other is doing things musically you wouldn’t do yourself.  Only then it can work out perfectly, I think.
Things work a bit different for me when it comes to a short co-work, performing once with someone, playing a solo on someone’s album, coming together for making just one track together. On that aspect, I think I can collaborate with most people, unless we don’t like each other .
The thing with Jeffrey was different. That is mostly because Jeffrey is a very young boy. It resulted in a different way of communicating, it gave me more some kind of a mentor role. Jeffrey is an extremely talented musician. Between two sets we performed at the E-day festival, we jammed a bit Jeffrey improvising on the synths, me on the drums. We ended up playing a mixture of progrock and fusion. Amazing what he can already do at this age.  Very refreshing too, for an oldie like me.

But  the partner in music of my life, without any doubt, is Ruud. We just celebrated our first 10 years of collaboration. There is no need to say that we are very close friends. The way how we feel each other musically is amazing. Only a note has to be played by one of us and the chemistry between us starts. We have recording sessions once every two months or so, for an entire day. Often, we don’t prepare anything. We just sit and play a bit (or Ruud starts preparing a sequence) and inspiration comes up right away. Then we press RECORD and record a piece. Mostly we record a same basic track 2 or 3 times. When it comes to our ambient tracks, hardly anything has to be done afterwards, sometimes some bits and pieces. When it comes to tracks with sequencer, mostly I finish them in my studio. We will continue our collaboration until we are getting too old for it …

I mentioned earlier Ruud Heij and Jeffrey Haster.  Who else crossed your music path? And who didn’t, but who would you like to play a gig with … or even record some stuff? If it isn’t a secret of course.


Way too much to mention here I suppose. I played drums  and keys in many bands for many years so there have always  been collaborations with many musicians. Well, to mention some names who have played (or still play) an important role in my musical life, regarding collaborations:
René Schermer: he is a guitarist I played more than 10 years with. We met  in our first band in 1978 and still are in contact with each other. He has always been a great friend. René is now a professional guitar teacher.
Peter Leijdsman: Peter and me met in 1989 in a band he was playing the bass guitar and I was playing synths. Later on that year we decided to go on with each other. For more than 10 years we played a combination of styles: fusion, pop, rock, ballads etc. Peter became a very close friend. Around 2000 he was bored with playing the bass, and switched to synths and software. It meant that we changed our styles of music as well. Starting off with lounge and after that with a style close to trance. After 2003 we stopped. Peter got very busy with work, and I with my electronic music. But recently we are in contact again, and I have been re-editing many of our electronic tracks. Peter has released an album under his artist name Sonic Metro a number of years ago.
Cadenced Haven: I met her in 2009. She was working on her debut album Peregrination, we became friends and started  collaborating. You find our first collaborations on her album. A bit later, she became much more than a friend … It means that the collaboration we continued after the release of Peregrination had always something extra... Call it a pleasant boost of inspiration caused by the feelings two people can have for each other. After the release of our second album Mystic Dawn, Cadenced Haven started to experiment with different, more modern and beat-oriented styles of music. Dubstep, Trance, I don’t know the exact names for it. When she finds a style to go on with  it will result in a new solo album I suppose. But this change of style means we are not collaborating anymore for the time being.
Shamima: Shamima is a professional traditional singer/harmonium player of Bangladesh. I have met her a couple of times during my visits to Bangladesh. I find this collaboration very interesting and refreshing since it is a style of music I was never familiar with. I have helped her for some time with composing and mixing and mastering tracks for her album (in which also Cadenced Haven was involved). At this moment there are some tracks we are working on. The result is a combination of her traditional singing and my western way of composing.

Regarding the 2nd question: I don’t have a wish list. We’ll see what comes up. Like with the thing with Jeffrey. Now and then, when I meet other musicians, we are talking about doing a track together or a recording a session. Ron Boots and me have been talking for quite years about doing making some music together. But there is always this lack of time … Synth.NL and me have plans to do a track, once … And Remy and me have been talking about a recording session in his studio. For me, there is no hurry.  There is another possible collaboration coming up, but at this stage I am not allowed to say much more about it. 

 I know that on your new record there will also appear some invited musicians. Who are they? Tell me a little bit about this, please. What is  this record about ? How did you get the idea of such a theme of this music from?

Matzumi did voices on two tracks. Her real name is Kathrin Manz. Besides vocals she is also well-known for her keys playing  and she makes really great music. But for this album I wanted a female voice, since the subject of the album is about  a woman. I already knew her, because in 2010 we collaborated for a short period.
Natxo Asenjo-Férnandez is a Spanish man who I know, living in the Netherlands. He is not  a musician, but  he was willing to narrate a Spanish poem.
The album is entitled The Day After. It is a  story about a woman, who is living a perfect life  along  the side of  the love of her life. Then, one morning when she wakes up, she finds out that she is alone. Her love  has vanished. The album describes the story from of that moment. The emotions she is going through, hope that fades away when he is not returning etc. I think it is one of the worse things that can happen to a person’s life. I got the idea by seeing the situation in several movies.
The quite dramatic story doesn’t mean by the way that the music on the album is sad overall. Yes, it has its melancholic moments, but there is also quite some  rhythm and sequences on it.

Beginnings of Your carrier  range the 90s of the last century and while listening to what you created in those times can one can find a lot of music tastes… shades… kinds… I don’t like pigeonholing music… musicians… What do you think about all what you created.  How would you name your music yourself….

I started making music way earlier. Already in 1976 a friend and me formed a duo making some kind of electronic music. I even have a tape left from this period. We mostly used the electronic organs from our fathers, and I drummed as well.
Concerning your question about what I think about what I created: creating art, no matter if it is music, paintings or whatsoever is always a moment in time. It is a way how an artist expresses him/herself at that specific moment, under the influence of mood, skills, experience.  After finishing a piece of art, he/she will start with another one, but it will never be the same because the mood, skills and experience will be different.  It’s very often that artists find their latest creation the best, simply because it comes most close to how they feel and how the skills and experiences have grown in the meantime. It can also mean that they are not very satisfied anymore with former creations since it doesn’t apply anymore to how they developed in the meantime. In a way, that counts for me as well. I am not satisfied with my early creations Light The Light and Elektra. It really could have been done much better. But with any other of my albums I can think: ok, another time, another mood, just reflecting how I was feeling then and within the limitations of my skills of that moment.
 The answer how to name my own music:  I can’t come up with a specific name.  Symphonic electronic music maybe? Something like that.
 
It seems you are a universal musician. The Orchestra-Man. You play the synthesizer, drums, guitar, saxophone… you sing…. Did I miss anything? Is it anything that Gert Emmens can’t do? 

          I think playing several instruments is caused by two main reasons. First, my dad was a musician. He played several instruments himself and he sang in a choir. It means there were always several instruments in our house and I think I got influenced  by dad’s  interests  in different instruments. It also means that he stimulated and sponsored me  with every instrument I chose (being the only child out of three who had a real interest in playing). When I got two drumsticks from my elder brother at a young age  and started to beat everything I could beat with it, he apparently heard something he liked, because soon there was a drum-kit in the house on which I could continue my practicing . He is also responsible for the fact that I got a classical organ and drums training .
  The second reason is that it is a part of my personality. I need many changes in my life. I am easy bored with things. That’s why I play more instruments and do more musical styles rather than EM only.

We were talking about the new project “ the Day After”… but what later ? Are there already any further plans?  Maybe any  idea for the next record? Throughout last years you were very hardworking – maybe it is time for a rest at last.

Life goes on, making music as well. Ruud and me have been very active together lately. We combine our sequencertracks more and more with ambient tracks.  And on our next albums I will play the guitar as well. It’s all recorded, there is enough music for a number of albums. Now and then, I am working on some new progrock, but in this tempo, it will take some years before there is a new progrockalbum.  Besides , I am working on new electronic music. As far as I can see now, it will be way more traditional (read: retro) rather than The Day After is. And then there is the project with Shamima.
Regarding your last words: music is my life. I cannot  live without making music. Making music is  how I can express my feelings and my emotions.

Do you plan any concerts in the nearest future? Maybe in Poland?  You have here  the crowd of true fans with Mariusz Wójcik as a leader.


I have to be careful with saying, yes, just like that, since lately my health has been not that well. We will see what future brings. At this moment, I just don’t have enough energy to travel far and give concerts with all the stress  of building up the gear and so. I’d like to perform in Poland at least once. But for the time being, I can’t. Instead, I am planning to come to Poland for a weekend during the autumn to meet some of you, and I am  obliged  Mariusz at least! He is a real promoter of my music, I owe him  one! Without any doubt, Mariusz is going to read this interview, so: thank you very much Mariusz!

Would you still like to try anything new on music stage? You seem a matured and fulfilled musician. Do you still have any unfulfilled dreams  in this area?


Not really. I enjoy playing with other musicians on stage more than playing solo. And when it comes to playing electronic music on stage, drumming is giving me quite  pleasure. So, I would like to play on stage in a bandformat, on  drums, with a great multimedia show.  Off-stage, in the studio, I would love to make filmscores. There have been plans to do so for a documentary about the Andes mountains by Pablo Magne from Argentina, but it seems the documentary is in the freezer for the time being.

I wish your dream came true… this one and others.. not only these connected with music… Thank You for a talk.  Good Luck


Most welcome Aleksandra. And many thanks for the wishes. Thank you for the questions, I feel honored. It was a pleasure to answer them.